Nasze czarno-białe Szczęście
Moja druga sesja o której wspomniałam dodając historię Lisy odbyła się w styczniu w Wieliczce w domu Magdy. Krysia, która umówiła mnie na spotkanie z Magdą i jej rodziną opowiadała mi troszkę o Łatku. Wiedziałam, że jest słaby i sesja odbędzie się w domu, a nie na spacerze.
I tego dnia znów w drzwiach przywitały mnie uśmiechnięte i radosne dzieciaczki. Usiadłam na dywanie w salonie, Łatek powoli wyszedł z legowiska i przywitał się. Rozmawialiśmy, a w międzyczasie powstawały zdjęcia. W pewnym momencie malutka Dagmarka podeszła do mnie i mocno się przytuliła, jakby znała mnie od dawna.
Była to urocza wizyta, wspaniały dzień i tyle nowych doświadczeń.
Jaka była historia Łatka? Jak trafił do Magdy i Sebastiana i jakie mity obalił? Koniecznie zatrzymajcie się na chwilę i przeczytajcie.
Kiedy pisałam poniższy tekst, Łatek jeszcze był z nami. Odszedł pewnego wieczoru pod koniec stycznia, we własnym domu, w naszych objęciach. Cały czas myśl o tym wywołuje w nas ogromny smutek, bardzo nam go brakuje.
Historia tego, jak Łatek trafił do naszego domu jest dość typowa. Ot, zwyczajnie kiełkująca w nas myśl, że spacerowanie bez psa u boku jest wielkim marnotrawstwem spaceru, coraz bardziej ewoluowała, aż w końcu ponad pięć lat temu, w sierpniu 2014 r., przerodziła się w decyzję o przygarnięciu psiaka ze schroniska. Każde z nas wychowało się w domu, w którym pies był niemal członkiem rodziny, wiedzieliśmy z czym wiąże się opieka nad zwierzęciem i jakiej odpowiedzialności wymaga taka decyzja. Udaliśmy się zatem do krakowskiego schroniska, gdyż oczywistym było dla nas, że chcemy dać dom psiakowi, który go potrzebuje i któremu w ten sposób możemy pomóc. W myśl zasady, że przygarniając jednego psa nie zmieni się całego świata, ale temu jednemu zmieni się cały świat.
Łatek zwrócił na siebie naszą uwagę jeszcze podczas przeglądania zdjęć na stronie internetowej schroniska, a pierwsza wizyta potwierdziła, że to dobry kierunek. Właściwie od razu skradł nasze serca swoim spojrzeniem, zachowaniem i wielką ufnością, jaką nas obdarzył. Zupełnie, jakbyśmy się znali od lat. Ponieważ jednak rozsądek kazał rozważyć wszystkie za i przeciw, braliśmy pod uwagę jeszcze dwa inne pieski i pomiędzy nimi miał się dokonać ostateczny wybór. Bardziej sceptyczny był Sebastian, który miał wątpliwości wynikające z nieznanej przeszłości Łatka (ktoś zostawił go przywiązanego do drzewa nad Wisłą… ), jego wieku co najmniej 6 lat, ponad roku spędzonego w schronisku i tego, że Łatek zamieszkiwał osobny boks, ponieważ „nie pałał zbyt wielką miłością do innych psów”. Do tego dochodziło jeszcze to, że akurat podczas naszego pierwszego spotkania, Łatek kilka razy włożył przednie łapy do miski, a następnie boksował nimi tak długo, aż większość wody znalazła się poza miską. Sebastian uprzedzał mnie jak może wyglądać teraz nasza codzienność – ciągłe bieganie po domu z mopem i wycieranie kałuż na zmianę z mokrymi śladami łap. Ja jednak po kilku dniach i jeszcze jednej wizycie w schronisku doszłam do wniosku, że nie wyobrażam sobie żadnego innego psiaka niż Łatek więc skorzystaliśmy jeszcze z możliwości konsultacji ze współpracującą ze schroniskiem behawiorystką i zaopatrzeni w szereg porad, co robić na wypadek pojawienia się incydentów z wodą, przyjęliśmy Łatka pod swój dach. Pamiętam, że Pani, która pełniła wtedy dyżur w schronisku i usłyszała, że chodzi o Łatka, wydawała się lekko zaskoczona, że właśnie na niego, takiego zwyczajnego kundla się zdecydowaliśmy. Tymczasem ja byłam szczerze zaskoczona jej zaskoczeniem.. dla mnie był najpiękniejszym psem na świecie i nie mogłam zrozumieć, dlaczego przez ten rok nikt inny się nim nie zainteresował.
Jak się szybko okazało, Łatek nie tylko błyskawicznie zaaklimatyzował się w naszym domu, ale też okazał się psem świetnie dopasowanym do naszych temperamentów, trybu życia czy sposobu spędzania wolnego czasu. Nie stanowiło dla niego żadnego problemu to, że na osiem godzin wychodzimy do pracy, chętnie jeździł samochodem i spacerował z nami po górach, dolinach, i wszędzie tam gdzie akurat mieliśmy ochotę się wybrać (teraz już niestety z racji wieku i problemów z chodzeniem nie możemy sobie pozwolić na dłuższe spacery niż niezbędne minimum). No i do tego Łatek okazał się prawdziwym pieszczochem… 🙂
Ale co najciekawsze, mimo że uznawaliśmy się za osoby, które o psach mają nienajgorsze pojęcie, kompletnie zaskoczył nas na kilku polach, obalając takie oto mity:
1. Każdy pies szczeka, może poza husky. Z tym, że Łatek nie szczeka i żaden z niego husky. Zaszczekał w ciągu 5 lat może z 5 razy i nie znaleźliśmy w tych sytuacjach żadnej prawidłowości, co oczywiście czyni go idealnym psem do mieszkania w bloku.
2. Każdy pies lubi się bawić. Niestety, Łatka prawdopodobnie nikt tego wcześniej nie nauczył, co może potwierdzać jego smutną przeszłość. Skończyło się na kupnie dwóch zabawek, które do teraz pozostały nietknięte. Żadnego biegania za piłką czy tarmoszenia pluszaków. Tego nam akurat trochę brakuje, choć to też nie tak, że Łatek jest psem smutnym. On po prostu do bycia wesołym nie potrzebuje żadnych akcesoriów :). A największy upust swojej radości dał na wakacjach nad morzem. Nigdy nie widzieliśmy go tak szczęśliwego jak wtedy, gdy podczas wycieczki na Hel ganiał między nami i naszymi nogami po wydmach, a ogon nie przestawał mu merdać przez długie godziny!
3. Każdy pies kombinuje jakby się tu dostać na kanapę/łóżko. Dla Łatka kanapa mogłaby nie istnieć, on ma swoje posłanie/dywan. Z tym, że nie zawsze tak było… przez pierwsze dni pobytu Łatka w domu, zawsze po powrocie z pracy miałam wrażenie, że coś o kształcie zbliżonym do zwiniętego w kłębek psa, leżało w ciągu dnia na naszym łóżku. Charakterystycznie wgnieciona narzuta i ślady sierści nie pozostawiały wątpliwości, ale nigdy nie udało nam się przyłapać Łatka na gorącym uczynku. Aż jednego dnia tuż przed wyjściem do pracy odebrałam służbowy telefon, który sprawił, że zamiast jak zwykle o tej porze być poza domem, chodziłam po przedpokoju i rozmawiałam. Po zakończeniu tej dość długiej rozmowy wstąpiłam jeszcze po coś do sypialni i wtedy moim oczom ukazał się czarno-biały kłębek leżący na środku łóżka i wpatrzony we mnie zaskoczonym wzrokiem, który zdawał się pytać: „przepraszam, a co ty tutaj robisz? nie powinnaś już być w pracy?”. Ja swoje „przepraszam, a co ty tutaj robisz?” pomimo zaskoczenia jednak, wyartykułowałam, sprawiając, że Łatek z prędkością ślimaka i obrażoną miną zszedł z łóżka. Od tego czasu ani raz nie zaobserwowaliśmy najmniejszego śladu Łatka na łóżku, choć znajomi, którym o tym opowiadaliśmy, żartowali, że on po prostu nauczył się wygładzać narzutę i usuwać z niej sierść :). Po jakimś czasie zrobiliśmy nawet prowokację i próbowaliśmy zachęcić Łatka kabanosem do wejścia na narożnik ale nic to nie dało. Szybko dotarło do nas, że to bez sensu, teraz mamy przecież psi ideał, którego nie trzeba siłą spychać z łóżka, żeby znaleźć na nim odrobinę miejsca dla siebie (akurat mój „rodzinny” pies Fokus był ekspertem w takim kładzeniu się na łóżku, żeby zająć największą możliwą powierzchnię), więc po co to zmieniać..
4. Każdy pies przepada za smakołykami. To połowicznie prawda, z tym że Łatka nie ciągnęło nigdy do typowych psich smaczków, za to do wszystkiego, co leżało na naszym stole – już owszem. Zresztą chyba w pierwszym tygodniu porwał ze stołu wędzoną makrelę i już nie oddał. A ponieważ moja mama podczas odwiedzin każdemu domownikowi przywozi jakiś upominek, w ten sposób niedawno udało jej się znaleźć pierwsze smakołyki, które Łatek zjada.
Niestety mamy też na koncie niezbyt przyjemny incydent. Mniej więcej w dwa tygodnie po tym jak Łatek u nas zamieszkał, odwiedziła nas przyjaciółka i wykonała jakiś gwałtowniejszy gest, na który zareagował agresją, doskakując do zaskoczonej koleżanki z zamiarem złapania zębami. Wszystko działo się szybko, na szczęście skończyło dobrze i więcej nie powtórzyło. To zachowanie również omówiliśmy później z behawiorystką, która potwierdziła nasze przypuszczenia, że jest najprawdopodobniej efektem traumatycznych przeżyć z czasów przed schroniskiem i wymaga większej czujności z naszej strony. Jeśli zaś chodzi o niszczenie rzeczy, Łatek przez długi czas zachował czyste konto, aż do jednego wyjazdu do rodziców Sebastiana, podczas którego na krótko zostawiliśmy go samego w ich mieszkaniu. Do dziś nie wiemy co było powodem, ale po powrocie zastaliśmy Łatka w otoczeniu gąbki z obicia drzwi wejściowych. Śmieszyło nas to tylko dlatego, że rodzice naprawdę nosili się z zamiarem wymiany drzwi, a Łatek tylko przyspieszył ich decyzję. Co ciekawe, problem z rozlewaniem wody z miski, ku zaskoczeniu mojego męża, nigdy się w naszym domu nie pojawił.
Czas, który Łatek spędził u nas można symbolicznie podzielić na ten kiedy byliśmy sami i ten, kiedy pojawiły się na świecie córki, pierwsza 3 lata, druga rok temu. Dla nas było z początku niewiadomą, czego możemy się spodziewać zarówno po psie, jak i po dzieciach, które w końcu osiągną etap większego zainteresowania czworonogiem. Okazało się, że i na tym polu można mówić o pełnym dopasowaniu. Łatek bezwarunkowo zaakceptował nowych członków rodziny do tego stopnia, że jedną z ulubionych zabaw wieku niemowlęcego naszych dziewczynek było wyciąganie kulek suchej karmy z jego miski i wkładanie ich tam z powrotem albo przynoszenie mu pod nos. Jesteśmy niemal pewni, że obie mają na koncie kilka zjedzonych kulek. Z drugiej strony trzeba przyznać, że nasze córki mają naturalną umiejętność właściwego zachowania wobec zwierzęcia. Nigdy nie musieliśmy im tłumaczyć, że psa nie ciągnie się za ogon, uszy itp., bo one zwyczajnie nigdy nie próbowały tego robić. Od zawsze podchodzą do Łatka z troską i dziecięcą czułością ale bez nachalności.
Jak już wspomniałam, Łatek jest staruszkiem po operacji usunięcia śledziony i z ryzykiem pojawienia się guzów poza nią, z chorą wątrobą i problemami ze słuchem i wzrokiem. Póki co, dzielnie nam towarzyszy, teraz głównie polegując na swoim posłaniu, ale zdajemy sobie sprawę z tego, że jego czas z nami będzie się kurczył. Ten czas wiąże się też z pewnymi uciążliwościami jak częstsze wychodzenie na spacery, czy ostatnio znoszenie 14-stu kilo po schodach z pierwszego piętra. No i z wydatkami na leczenie. Staramy się jednak podchodzić do wszystkiego, co związane ze starością, z szacunkiem i zrozumieniem, wspominając mimowolnie ten czas, kiedy jeszcze był psiakiem zdrowym i pełnym życia.
Na zakończenie taka właśnie krótka historia sprzed kilku lat, której wspomnienie niezmiennie wywołuje w nas uśmiech. Łatek od zawsze bardzo lubił jeździć autem, a najczęściej był przewożony w bagażniku, do którego pchał się zaraz po jego otwarciu. Pewnego wieczoru zapukał do nas sąsiad, który miał problem z uruchomieniem samochodu i poprosił Sebastiana, żeby rzucił na to okiem. Mąż założył więc Łatkowi smycz, zeszli do auta i podnieśli maskę. Zanim zdążyli zareagować, Łatek już stał czterema łapami na silniku i czekał na odjazd, zupełnie nie rozumiejąc z czego jego Pan z sąsiadem tak się śmieją… 😀
Magdalena Oćwieja
Ta strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie. Polityka cookies
The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.
Leave a reply